sobota, 17 marca 2012

Na mieście ^^

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. I to nie dlatego, że bałam się kolejnych koszmarów. Po prostu z jakiegoś niezrozumiałego powodu mój organizm nie potrzebował więcej snu. Po kilkudziesięciu minutach przewracania się w pościeli dałam za wygraną i wstałam. Pierwsze co zrobiłam, to wyrzuciłam resztki wypalonej świecy zapachowej do kosza, po czym ogarnęłam włosy (utrzymanie w ryzach mojej fryzury jest masakryczne, ale cóż, liczy się efekt)...
Zrzuciłam z siebie pogniecioną koszulę nocną i poszłam się odświeżyć. Po chwili, ubrana i umyta, wyszłam z pokoju.
Zza drzwi pokojów chłopaków dochodziła zgodna symfonia chrapania. Przemknęłam szybko przez korytarz i na paluszkach zakradłam się do kuchni. Poszukałam dłonią kontaktu, ale mogłam tylko pomarzyć o zapaleniu światła - pewien śmierdzący leń nawet nie kiwnął palcem, żeby włączyć zasilanie.
Przeklinając pod nosem Masakrę_W_Tokio oraz wszystkie kretyńskie gry tego świata, cofnęłam się do mojego pokoju po stary świecznik. Chwilę zabrało, nim wygrzebałam go ze sterty rupieci, ale w końcu to mi się udało i triumfalnie podążyłam do kuchni.
Zapaliwszy siedem świec, zajrzałam do chlebaka w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Znalazłam resztki zapleśniałej bułki, co zniechęciło mnie do dalszych poszukiwań. Bez przekonania otworzyłam lodówkę i ujrzałam swoje odbicie na zamarzniętej, tylnej ściance. Półki świeciły pustkami, nie licząc małej butelki ketchupu. Wzięłam ją do ręki i wzdrygnęłam się - była śliska i pokryta jakąś mazią, która kleiła mi się do palców. Przeczytałam datę ważności - 03/05/2006. Bez komentarza. Odstawiłam emerytowany ketchup na jego miejsce i zamknęłam lodówkę. Nie miałam wyboru - musiałam iść do sklepu.

Postanowiłam pierwszy raz w życiu nie zwrócić na siebie uwagi i normalnie zapłacić za zakupy. Do szczęścia brakowało mi tylko Tytanów na karku. Wątpię, żeby w środku nocy zajęli się czymś tak błahym, jak drobna kradzież, ale lepiej nie kusić losu. Los sam da ci w kość.

Założyłam bluzę i zakryłam włosy kapturem, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Złapałam siatkę na zakupy i już miałam wychodzić, kiedy przypomniałam sobie o pieniądzach. Pogrzebałam w kieszeni, gdzie jeszcze wczoraj miałam dychę, albo i dwie. Nic. Pusto.
Spenetrowałam sąsiednie kieszenie i portmonetkę, ale nic nie znalazłam. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że Gizmo i Mamut świsnęli mi wszystko, żeby napchać się pizzą.
Bez ceremonii wparadowałam do pokoju Gizma i za pomocą agrafki włamałam się do szuflady jego biurka. Bez trudu znalazłam to, czego szukałam - stanowczo zbyt wypchany portfel.
"Nie miałem drobnych, tak?" mruknęłam z ironią, po czym wsunęłam pieniądze do kieszeni. Mała rekompensata plus odsetki.

Wychodząc z ciekawości spojrzałam na zegar. Dochodziło wpół do piątej.

Koło muzeum znajdował się całodobowy - mijałam go często podczas wizyt w celu...ekhem... podziwiania eksponatów. Po drodze trzeba było przejść koło banku i cerkwi. O tej porze ulice były puściutkie, co nie napawało optymizmem, zwłaszcza, że ciemno było jak u Murzyna pod koszulą. Szłam szybkim krokiem, mając lekkie deja vu - przecież to samo działo się w moim śnie. Zaczęłam łapać się na tym, że wypatruję monstrualnego Jedwabka, dałam więc sobie z liścia i ruszyłam dalej.
W końcu dotarłam do celu - nad małym, burym budyneczkiem migotał ułożony z zielonych diod napis "24H".
Popchnęłam drzwi łokciem, po czym wślizgnęłam się do wnętrza. Gruba kasjerka ze znudzoną miną trzymała wartę za ladą. Na popielniczce piętrzył się stos niedopałków. Kobieta zaciągnęła się, nie patrząc na mnie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że mnie nie usłyszała. Ech, człowiek się przyzwyczaja do skradania się na palcach... Odchrząknęłam. Sprzedawczyni podniosła wzrok znad magazynu i papieros wypadł jej z ust. Pospiesznie schowała popielniczkę za ladą i spytała lekko zachrypniętym głosem:
- Czym mogę panience służyć?
Podeszłam do niej, próbując ignorować to, że oczy łzawią mi od dymu, który wypełniał całe pomieszczenie.
- Jaki ma pani chleb? - spytałam niewinnie.
- Pszenny, biały, razowy i z makiem - wyrecytowała, patrząc na mnie podpuchniętymi oczami.
- Biały - odparłam, unikając jej wzroku. W tej chwili żałowałam, że nie założyłam szkieł kontaktowych, które ukryłyby moje kocie źrenice.
- W całości czy krojony?
- Kro... krojony - mruknęłam. Czułam na sobie jej podejrzliwe spojrzenie. Cholera, co ja tak intrygowało? Dla pewności nie nawiązywałam z nią kontaktu wzrokowego.
- Ile płacę? - spytałam szybko, by przerwać krępujące milczenie.
- Złoty dziesięć. Siateczkę?
- Nie, dziękuję.
Kiedy sięgałam po chleb, sprzedawczyni znienacka złapała mnie za nadgarstek.
- Skąd jesteś? - spytała. - Nie znam ciebie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - rzuciłam opryskliwie, po czym wyrwałam rękę z jej uścisku i z chlebem pod pachą wybiegłam ze sklepu.

Przez całą drogę do bazy zachodziłam w głowę nad dziwnym zachowaniem kasjerki. Przecież normalnego sprzedawcy nie obchodzi, skąd jest jego klient. Zresztą Jump City jest dość dużym miastem, istnieje więc prawdopodobieństwo, że tu mieszkam, mimo, że ona mnie nie zna. Mogłam być zresztą przejazdem.
Dopiero pod drzwiami uświadomiłam sobie, że ani nie zapłaciłam za chleb, ani nie kupiłam nic innego. Szynki, sera, mleka... niczego. Zła na siebie samą, cofnęłam się, wybiłam szybę w pierwszym lepszym sklepie i bez skrupułów zwinąwszy kilka produktów, dałam nogę.
Kiedy zajadałam chleb z szynką i kiszonym ogórkiem, kuchenny zegar wskazywał kwadrans po piątej. Zaparzyłam sobie czerwoną herbatę i usiadłam w salonie, obserwując wschód słońca. Był poniedziałek trzydziestego kwietnia.
Skończyłam śniadanie, kiedy słońce wstało już na dobre. Odsłoniłam żaluzje w całej bazie, żeby wpuścić do środka światło. "Dopóki Gizmo nie uruchomi prądu będę zmuszona kłaść się o zachodzie słońca" pomyślałam ze złością. Wtedy przypomniała mi się wiadomość od anonimowego nadawcy. Zaczęła mnie zżerać taka ciekawość, że nie mogłam dosłownie usiedzieć na miejscu. Mniej więcej wtedy wpadłam na pewien pomysł.
"Nie muszę czekać na Gizma" - pomyślałam - "Wystarczy, że znajdę jakikolwiek komputer, który jest podłączony do sieci. Hm, kafejka internetowa?"

Figa z makiem, kafejkę otwierali dopiero o siódmej. Nie chciało mi się czekać tak długo, postanowiłam więc włamać się do środka. Różowym promieniem wycięłam z drzwi zamek, po czym włożyłam rękę do środka przez powstały otwór. Pogmerałam chwilę przy klamce i niecałą minutę później byłam już we wnętrzu kafejki.
Komputery stały w dwóch rzędach. Usiadłam przed pierwszym z brzegu i włączyłam go przyciskiem.
Nic.
Na początku zgłupiałam, ale po chwili palnęłam się w czoło i poszłam na zaplecze, gdzie bez trudu znalazłam dźwignię (czy coś w tym stylu), czym włączyłam prąd. Zabawne, że uruchamiam zasilanie w kafejce internetowej, ale we własnym domu nie umiem :P

Tym razem komputer bez problemu się włączył. Na ekranie wyświetlił się napis "Windows 98", co mnie załamało. Patrzyłam na ładujący się w żółwim tempie pasek i z trudem tłumiłam ziewanie.
W końcu, kiedy byłam o włos od drzemki, system był gotowy do pracy. Kliknęłam na ikonkę Firefoksa.
Minęło dziesięć minut, podczas których liczyłam muchy na suficie. Długo jeszcze?
Na szczęście nie. Na monitorze wyświetliło się logo Google'a. Złapałam przedpotopową klawiaturę i zaczęłam niezdarnie wstukiwać litery w okno wyszukiwarki.
Kiedy wreszcie uruchomiłam pocztę, była szósta z minutami. Komputer zdążył dwa razy się zawiesić, a ja byłam cała spocona. Najechałam kursorem myszki na wiadomość bez tematu i kliknęłam. "Ładowanie..."
Sama dziwiłam się swojej anielskiej cierpliwości. O szóstej dwadzieścia cztery system wyświetlił wiadomość na ekranie. Zaczęłam czytać.

_______________
Buahaha, będę wredna i na wiadomość jeszcze poczekacie :P Mimo tego tę obmierzłą notkę dedykuję Star, Rachel, SandrzeMT, Meii, Huntress, Fori oraz Zagubionej <3. Jak widzicie, trochę tu tłoczno xD Jak o kimś zapomniałam, to trąbić ;)

May the Force be with you!

J.

9 komentarzy:

  1. A! Wymierzę sobie manto za to, że nie skomentowałam poprzedniej notki. Czytałam ją i myślałam, że jednak napisałam coś. Cóż, sklerotyczka ze mnie... Ta, jak i poprzednia notka wypadła znakomicie. Z tym Windowsem 98 to mnie powaliłaś xD. Ja bym się wkurzyła, gdybym musiała tyle czekać, aż się załaduje xD. Ciekawię się, czy moje przeczucia w związku z tą wiadomością były błędne, czy też nie :D. Czekam na ciąg dalszy i dziękuję za dedytko :*** !

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że w gruncie rzeczy stchórzyłam :P Sama nie wiem, od kogo tam wiadomość. Muszę wymyślić.
    Czekam na Twoją notkę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślicznie! Fantastycznie i rewelacyjnie, i znakomicie, i cudownie, i pięknie, i niesamowicie, i ciekawie, i świetnie.. i.. Brakło mi słów na to wszystko! Po prostu bardzo mi się podobało. Dzięki za dedzia < 3

    OdpowiedzUsuń
  4. Łaa *.* Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich notek, ale tym razem zamierzam nadrobić zaległości ^.^ Dziękuję za dedykację. Notka świetna! Rach - Zabrałaś mi sprzed nosa wszystkie przymiotniki jakimi mogłabym ocenić tę notkę >.< xDD Ja jak zawsze pozostanę Twoją wieelką fanką i po prostu podoba mi się, jak zresztą wszystkim! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Danke za dedykację ^^ Aleś ty wreeedna -,- Też się odwdzięczę, w następnej notce! Faaajneee xD emerytowany keeeczuuup xDDD
    PS. Sorki, że nie komentuję, ale nie mam komputera, bo laptop mi padł, do do peceta, z którego mogę skorzystać, mam min. 100km, tak że sory X.x

    OdpowiedzUsuń
  6. Spoksik. Twoje koty mnie rozwaliły :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kuurdee! Opisałaś tak wspaniale,, te sceny z jedzeniem, ze aż mi slinka cieknie. Jak na ironię, nie mogę nic zjeść, bo jestem chora i tak zaraz bym wszystko zwróciła.
    Jak ja mam ochotę na kanapkę z szynką!!! Echh...
    Bardzo fajny rozdział. Jestem ciekawa tej wiadomości, pisz szybko, bo się nie doczekam :D
    POzdrawiam!
    Sandra

    OdpowiedzUsuń
  8. Życzę powrotu do zdrowia i współczuję :( Co do notki... postaram się :)

    OdpowiedzUsuń