niedziela, 23 września 2012

Z deszczu pod rynnę

Auć. To bolało.

Bolało? Co ja wygaduję. Przed chwilą staranowała mnie ciężarówka. Praktycznie rzecz biorąc nie żyję. Pocieszająca perspektywa, przynajmniej już nic więcej mnie nie zmiażdży, kopnie, uderzy, zaboli, zrani i tak dalej. Nareszcie nastała pora na relaksującą drzemkę w niebycie. Bez wrzaskliwych Gizmów i upierdliwych Gwiazdek. Luksus... ^ ^

W tym momencie przez otaczającą mnie niczym kokon, błogosławioną biel przebił się czyjś głos:

- Nic ci nie jest?

Co za palant, przemknęło mi przez myśl. Ja tu konam, a ten się jeszcze pyta czy wszystko ze mną w porządku.
- Ne przejmuj się - burknęłam, nadal z zamkniętymi oczami. - Zaraz się przekręcę i wsadzą cię do paki. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to przyjemnie miejsce. Darmowe wyżywienie na miejscu, kołderka gratis i tak dalej. Żyć nie umierać... Oczywiście, pod warunkiem, że ktoś w ciebie nie pieprznie ciężarówką.

Uświadomiłam sobie,że za dużo gadam, jak na trupa. Mocniej zacisnęłam powieki i spokojnie czekałam na odcięcie świadomości. Biała wato, powracaj...
Ale nic takiego się nie wydarzyło. Odnotowałam z irytacją, że zamiast tego wraca mi władza w nogach i czuję pod kolanami twarde płyty chodnika. No dalej, ile jeszcze będę umierać, pomyślałam ze złością.

- Okej, rozumiem, że wszystko cię boli, ale mogłabyś już wstać, ludzie się gapią - odezwał się ten sam głos co wcześniej.

- Człowieku, ja tu umieram, więc się odwal - odcięłam się, intensywnie wyobrażając sobie śmierć. W tej wizji było coś kojącego, przynoszącego ulgę, coś, co w głębi serca wydawało m się najwyższą łaską, jaka może na mnie spłynąć.
Ej, no zaraz. To się powoli robi dziwne, pomyślałam z niepokojem. A kto histeryzował przed Jedwabkiem? Jestem osobą lękającą się śmierci. I na pewno nie umrę w taki pospolity sposób!
Z oburzeniem otworzyłam oczy i wstałam. Zachwiałam się lekko, czując przenikliwy ból w całym ciele, i dostrzegłam przed sobą blondyna opierającego się o rower wyglądający jak po zderzeniu z pancernym czołgiem. Chłopak miał zielone oczy i irytujący, pewny siebie uśmieszek. Kiedy przyjrzałam mu się uważniej, dostrzegłam w jego spojrzeniu coś dziwnego, jakby zasnuwającą oczy mgiełkę bólu, a może samotności, sama nie wiem. Jednak zanim zdążyłam dokładniej to przeanalizować, zjawisko zniknęło. A chłopak przeniósł wzrok z nieokreślonej przestrzeni w oddali na mnie.
- No nareszcie wstałaś - rzucił z rozbawieniem. - Już myślałem, że twoja niezwykle silna wola życia sprawi, że faktycznie umrzesz.
- Nie bądź taki mądry - prychnęłam. - A tak na marginesie, po potrąceniu przez ciężarówkę chyba każdy oczekiwałby, że zginie w ciągu kilku sekund.
Jego źrenice rozszerzyły się w zdumieniu.
- Ciężarówkę? - powtórzył powoli. - Niby kiedy?
Teraz to mnie wkurzył.
- Przed chwilą!- wybuchnęłam - Wielkie dziesięciotonowe monstrum przewałkowało mnie wzdłuż skrzyżowania, a ty się jeszcze pytasz, jaka ciężarówka !!! Może mam ci podać numer rejestracyjny !?!?!?!?

- Eee, to nie o to chodzi - chłopak zamachał rękami przed twarzą w geście panicznej obrony przed moimi SŁUSZNYMI oskarżeniami. - Ja cię tylko trąciłem rowerem...

Na chwilę zabrakło mi komentarza.

Chwila ciągnęła się dalej.

W pewnym momencie dotarło do mnie,że stoję w totalnym bezruchu i gapię się na blondyna wytrzeszczonymi oczami. Szybko zrobiłam krok do tyłu i odetchnęłam nerwowo.
- Możesz powtórzyć?

Chłopak westchnął ciężko.
- Nie rozjechał cię żaden samochód. Jechałem sobie spokojnie rowerem, kiedy nagle nadleciałaś od strony skrzyżowania i jak jakaś wariatka rzuciłaś mi się prosto pod koła. Błotnik mi się wygiął - dodał z pretensją w głosie.
- Aha. - powiedziałam cicho. A więc jednak zdążyłam uskoczyć przed ciężarówką. Co więcej, skok udał mi się tak wyśmienicie, że szczęśliwie skończyłam go pod kołami roweru na pobliskim chodniku. Pisałam już coś o moim niesamowitym farcie.
- No dobra - mruknęłam, rozcierając siniaki. - To ja będę powoli spadać - mój wzrok powędrował ku klapie prowadzącej do kanalizacji. Dochodziły stamtąd odgłosy miarowych uderzeń. Coś a la... Cyborg.
Odwróciłam się na pięcie i uniosłam stopę do pierwszego kroku, ale nagle poczułam silny uścisk na nadgarstku. To blond włosy cham złapał mnie za rękę.
- Czego chcesz? - warknęłam, nie odrywając wzroku od klapy, która zaczęła się lekko wybrzuszać.
- Uszkodziłaś mi rower - odpowiedział, wyraźnie urażony.
 - I tak, sądząc po wyglądzie, nadawał się tylko na śmietnik.
 Chłopakowi zabrakło odpowiedzi na takie bluźnierstwo.
Usiłowałam skorzystać z okazji i wziąć nogi za pas, ale trzymał mnie mocno.
- Zapłacisz za naprawę - wycedził, nie patrząc mi w oczy.
- Chciałbyś - syknęłam, próbując się wyrwać.
- Mówię poważnie. Nawet nie wiesz, ile kosztował ten rower.
 - Faktycznie, nie wiem. Nie interesują mnie ceny produktów z trzeciej ręki. Puszczaj!
W tej samej chwili usłyszałam głośny wystrzał. Pokrywa poszybowała w górę, a z dziury prowadzącej do podziemi wynurzyli się pokryci szlamem Tytani. Cyborg złapał klapę, zanim, spadając, rozbiła czyjąś karoserię, a potem wykonał entuzjastyczne "booya!". Raven wyplątywała z włosów coś,co wyglądało na resztkę mojego buta (nie pytam, jak to się tam znalazło), a Gwiazdka podtrzymywała osłabionego Bestię. Robin wyjął miotacz harpunów, precyzyjnie wycelował i jednym strzałem owinął mnie linką zakończoną metalową kotwiczką. Nie zdążyłam nawet zrobić uniku. Potem podszedł do cały czas trzymającego moją rękę chłopaka (nawiasem mówiąc, koleś miał ciekawą minę na twarzy), uścisnął jego dłoń i powiedział:
- Dziękujemy za pomoc. Jesteśmy ci wdzięczni.

Mój wzrok padł na sześcian Raven z uwięzioną tam Joy. Wyraz twarzy Japonki mówił sam za siebie.
"Piękna akcja, kochana. Obie dałyśmy pokazać, na co nas stać."

Ciekawa jestem, jak wybrniemy z tego pasztetu? Szczerze mówiąc, wolałabym, żeby to była ciężarówka. Przynajmniej mogłabym w spokoju się zombifikować, zamiast dręczyć się z kolejnymi problemami. Ale trudno, takie jest życie.


***

Posłuchajcie mnie uważnie. Jeśli następna notka będzie za dwa miesiące, zabijcie mnie. Chcę dodać najpóźniej za 2 tygodnie. A jak mi się nie uda, to zetnijcie mnie złotym bułatem.

Dedykacja dla For, Insy i Stelli.