wtorek, 1 maja 2012

Kanalizacja i posiłki (tak, apetyczny duet)

Nie pamiętam, ile skrzyżowań minęłam, uciekając w popłochu przed Tytanami, ale w końcu wylądowałam w wyjątkowo cuchnącym miejscu, gdzie żrące ścieki podchodziły mi prawie pod same stopy. Musiałam uważać, żeby się nie poślizgnąć i nie wpaść do wody, bo obawiam się, że to byłby mój koniec. W najlepszym wypadku wyszłabym z tego z połową twarzy, podczas gdy drugą przeżarłyby toksyny. Brrr, musiałabym zafundować sobie maskę à la Slade, a tego bym nie przeżyła.
Moje wywody przerwało drastyczne zderzenie ze ścianą, której przed chwilą tam jeszcze nie było.  Z bliska okazała się gładka, wibrująca i... czarna.
Raven.
Odskoczyłam gwałtownie w tył, by nie dać się nabrać drugi raz na ten sam numer (patrz post>> Zgubna wycieczka). Macki pola siłowego Krukowatej zacisnęły się w miejscu, gdzie stałam jeszcze przed sekundą. Przekoziołkowałam pomiędzy pociskami Gwiazdki, która ukazała się za zakrętem korytarza i popędziłam przed siebie, trzymając się z dala od ścieków. Z przodu majaczył niewyraźny, czarny prostokąt, który stopniowo przemienił się w wylot prowadzący do następnego pomieszczenia. Gdzieś w pobliżu powinno się znajdować wyjście na powierzchnię.
Przyspieszyłam, a wszystkie mięśnie moich nóg wrzasnęły z bólu. Zignorowałam błagania o litość, i, zacisnąwszy zęby,  wdepnęłam pedał gazu. O dziwo, spotkało się to z brakiem protestów ze strony obolałych nóg, uznałam więc, że mogę biec dalej ze zdwojoną prędkością.
Robin właśnie wylądował przede mną, wymachując kijaszkiem.
- STÓ...
Nim zdążył dokończyć, minęłam go w pędzie, aż załopotała za nim peleryna.
Wyraz jego twarzy był bezcenny*.
Nagle w tył głowy uderzyło mnie coś twardego. Świat zamigotał mi przed oczami i poczułam, że bezwładnie walę się do przodu. W ostatniej chwili nadludzkim wysiłkiem zmusiłam ciało do posłuszeństwa i stanęłam chwiejnie na szeroko rozstawionych nogach. Wokół moich dłoni błyskały pola energii. Mimo fatalnego samopoczucia, nie byłam skłonna się poddać, ba, postanowiłam sama przystąpić do ataku, nie bawiąc się certoleniem w taktykę obronną.
Pierwszy nadbiegł Bestia w postaci goryla, dzierżąc stertę kokosów. Jauć, już wiem, czym oberwałam. Wyminęłam pocisk, którym cisnął w kierunku mojej głowy i zwinnie przeskoczyłam nad nim. Zanim zielony zdążył się zorientować, przywaliłam mu potężnie w plecy. Goryl zatoczył się, rycząc, po czym powolnie obrócił się w moją stronę. Był jednak na tyle ociężały, że zdążyłam w międzyczasie znów zajść go od tyłu. Ze śmiechem uniosłam dłonie do kolejnego ciosu, lecz w tej samej chwili krzyknęłam z bólu, gdy pocisk Gwiazdki rozprysnął się na moich plecach. Skuliłam się w sobie, ale na szczęście w porę osłoniłam się przed strzałem Cyborga. Skoczyłam do tyłu, a gdy wywijałam salto, plecy przeszyła mi fala bólu. Upadłam ciężko na kolana, czując jak po kręgosłupie rozchodzi mi się mrowienie. Nade mną stał Robin. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, od niechcenia zamachnął się kijem i zaczął nim wywijać nad głową. Popisówa. Po chwili zwolnił obroty i cisnął tyczką w moim kierunku. Byłam sparaliżowana (wyraźnie wcześniej musiał mnie trafić w jakieś czułe miejsce) bo praktycznie nie byłam w  stanie się ruszyć. W ostatniej chwili przesunęłam się na bok, ledwo omijając lecącą broń, która odbiła się od ściany i wróciła do ręki chłopaka.
Moje szczęście nie trwało zbyt długo, bo z drugiej strony nadfrunęły zielone kule Gwiazdki. Czułam, jak jedna po drugiej rozbijają się o mój brzuch i nie mogłam nawet zrobić uniku. Nogi bolały mnie, jakbym biegła przez co najmniej 30 kilometrów, nie wspominając o całej reszcie. Byłam jedną wielką poobijaną kukłą i miałam ochotę zamknąć oczy i osunąć się w kuszącą ciemność. Jedyne, co mnie motywowało do dalszej walki, to chęć zaimponowania Joy i mój własny honor - honor szanującej się złodziejki. To mój towar i moje zlecenie. Nie pozwolę, by banda dzieciaków w kretyńskich strojach odebrała mi pieniądze i przyszłą sławę.
W tym momencie Cyborg przywalił mi z działka sonicznego. Nie zdążyłam odchylić się na czas i promień lasera posłał mnie na przeciwległą ścianę. Wyrżnęłam głową o mur i obsunęłam się na ziemię, szorując plecami o cegły. Czułam zapach spalonego ubrania i kiedy przyjrzałam się swojej sukience, zobaczyłam, że cały fragment materiału wokół pępka dosłownie spalił się. Jedyne, co zostało, to nadsmalone strzępki.
O, nie. Nie daruję gnojowi.
Z tą myślą wstałam, czując przypływ energii i narastającą wściekłość.
W tym momencie mentalny cios Raven z powrotem wbił mnie w ścianę. Siła pchnięcia wycisnęła mi powietrze z płuc. Chwilę oddychałam spazmatycznie, a Tytani zbliżyli się do mnie.
- Jinx, Jinx, Jinx... - mruknął Robin - Znów nasze ścieżki się krzyżują..
- Bez takich... tekstów, błagam - wychrypiałam. Nie znoszę takich gadek, są jak żywcem wzięte z sucharskiego komiksu o herosach.
- Mamy do ciebie pytanie: co takiego masz do ukrycia, żeby na sam nasz widok uciekać do kanalizacji? - zapytał Cyborg. Jeśli to miał być dowcip, to wyszedł naprawdę mizernie.
- Wasze buźki są tak obmierzłe, że wolę ich nie oglądać - ani w dzień, ani w nocy, ani wcale - skwitowałam. Nie była to tak ironiczna riposta, do jakiej byłam zdolna, ale uwierzcie, będąc na skraju omdlenia, w cuchnącej kanalizacji, otoczona wkurzonymi wrogami, nie byłam w stanie zdobyć się na nic więcej.
- Przejdźmy do rzeczy - wtrąciła się Gwiazdka - Oddawaj rubin!
- Rubin? - udawałam Greka - Jaki rubin?
Raven zmarszczyła brwi.
- Kłamiesz. Masz z tym coś wspólnego, tylko nie chcesz powiedzieć, co. Kryjesz kogoś?
- Ja? Skądże - zaśmiałam się nieszczerze. - Czy wyglądam na osobę, która coś ukrywa?
Za odpowiedź wystarczyło znaczące chrząknięcie Robina.
- Czekamy na rubin - wycedził Bestia, zmieniając się z goryla w zielone coś, którym był na co dzień. Nie powiem, wolałam go w poprzedniej postaci. przynajmniej miał inteligentny wyraz twarzy (czytaj: inteligentniejszy, ale nadal o IQ zaniżającym średnią Jump City ).
- Rubin... To taki niebieski kamyk, racja? - usiłowałam grać idiotkę, ale w obecnym stanie aktorką byłam marną.
- Ty już wiesz, jaki ma kolor - Gwiazdka uniosła zaciśnięte pięści, a jej oczy zamigotały złowrogo. - Jak nie oddasz po dobroci, skopiemy cię na kwaśne jabłko i dopiero wtedy go zabierzemy. Chyba odpowiada ci pierwsza opcja, mam rację? Przynajmniej wyjdziesz z tego w jednym kawałku, bezpiecznie zamkniętym w celi więziennej.
Ogarnęła mnie panika. Byłam przeraźliwie słaba i wiedziałam, że stoję na przegranej pozycji. Bądź co bądź, ich była  piątka, a ja tylko jedna... W dodatku głos w mojej głowie znów zaczynał złośliwe podszeptywanie. "Zrób to, zrób tamto. Nie, zrób siamto!" Mózg mi się od tego lasował i, z bólem muszę przyznać, że wahałam się nad oddaniem kamienia.
- Ma też trzecią opcję - rozległ się głos dochodzący z góry - Może dać nogę z towarem, uprzednio załatwiwszy was na cacy.
Nie musiałam podnosić wzroku, by rozpoznać osobę, która przybyła z odsieczą. za to na twarzy Tytanów dostrzegłam miłe mi zdumienie.
- Jak...C-co... Kto to? - wydusił Bestia, wytrzeszczając (wyłupiaste i tak) oczy.
- Joy-chan dla znajomych, Joy-sama dla nieznajomych, Joy-dono dla takich głupków jak ty! - warknęła, zeskakując z góry ze sztyletem w zębach.
Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś tak szybko się poruszał. Joy dosłownie rozmazywała się pomiędzy kolejnymi ciosami, równocześnie zachowując harmonię ruchów i niemal kocią grację. Mimo to zauważyłam, że przewyższam ją jeśli chodzi o akrobatykę. Jej atutami były siła, szybkość i skuteczność. Moimi - dyskrecja, zwinność i styl.
Joy właśnie zakładała Robinowi tak skomplikowany chwyt, że nie nadążałam wzrokiem za tym, co robi. Robin kwiknął cicho, ale po chwili w usta brutalnie wepchnięto mu knebel. Gwiazdka (sanitariuszka z Tamaranu, chyba nigdy nie przestanę jej tak nazywać) rzuciła się na ratunek, ale Joy skoczyła na nią z dzikim błyskiem w oku i kompletem noży, tamta więc uskoczyła w bok, ciskając w Japonkę pociskami. Joy jęknęła, gdy kilka z nich trafiło ją w brzuch, nie pozostawiając jednak śladu na jej czarnym kimonie. Okręciła się za to w powietrzu i znokautowała Gwiazdkę szybkim, mocnym kopniakiem z półobrotu. Kosmitka przeleciała kilka metrów, po czym odzyskała równowagę i odsunęła się na bezpieczną odległość od szalejącej zabójczyni. Tymczasem Raven okazała się trudniejszym przeciwnikiem, ponieważ zamiast odsłaniać się w atakach, parowała wszystkie ciosy i izolowała się od wszelkich emocji, którymi z kolei żył styl walki Joy.
- HAIIIIIIIIYA! - wrzasnęła Joy, obracając się w morderczym tańcu i wbijając katanę w sam środek czarnej tarczy Raven, która rozprysnęła się magicznymi odłamkami, na ułamki sekundy odsłaniając Azarathkę przed wrogiem. Ten moment wykorzystała Japonka, rzucając się do przodu i raniąc bezbronną Raven sztyletem pod prawe żebro. dziewczyn a krzyknęła z bólu i jej oczy stały się czerwonymi ślepiami demona. Fala mrocznej energii uderzyła w oszołomioną Joy, która nie zdążyła we porę uniknąć ataku.
Dziewczyna wylądowała tuż koło mnie, szorując kolanami po śliskiej posadzce.
- Co to miało być!? - spytała oszołomiona - Co to za laska!?
- Raven. Mroczne moce i tak dalej. Aha, czyta też w myślach i ogólnie nadawałaby się na egzorcystę. No, o ile ktoś, kto sam jest demonem, może nim zostać. - mruknęłam.
Joy otworzyła szeroko oczy.
- Łał... - uśmiechnęła się - Coś takiego by mi się przydało........
A potem rzuciła się w wir walki.





















_____
* patrz wyraz twarzy Robina w Odcinku 257-494, kiedy przechodził przed kamerą. xD