niedziela, 26 lutego 2012

Tamarańskie parówki i kanapowy potwór

Byłam przekonana, że nic mnie już nie dziwi. A jednak.
Gapiłam się na Raven z rozdziawioną buzią. Moja mina musiała być bezcenna, postanowiłam więc nie dawać jej tej satysfakcji i zamknąć usta.
- M- mówisz poważnie? - spytałam.
- Nie, wszyscy robimy ciebie w bambuko! - warknęła Raven odwracając wzrok. - Powtarzamy ci od godziny, że dzieje się tu coś dziwnego, więc albo zgrywasz głupią, albo jesteś ślepa.
- Nie pozwalaj sobie za dużo! - syknęłam poirytowana. - Wiesz więcej o tej sprawie niż ja, ale to nie znaczy, że możesz mnie obrażać!
Posłała mi znudzone spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Zagryzłam wargi i wzięłam się w garść. Grunt, że muszę ją znosić tylko przez tę chwilę. Potem będę mogła jej nagwizdać...
- Oto i Wieża Tytanów - Bestia uczynił teatralny gest. Brakowało tylko fanfary.
- Nawet niezła - podsumowałam - gdyby tak przerobić ją na duże "J"...
- Ani mi się waż!
Gwiazdka westchnęła.
- Jinx i jej przyjaciele już dawno przyjrzeli się naszej wieży, Bestio. Szczególnie o d   ś r o d k a.
- To były czasy - uśmiechnęłam się na tamto wspomnienie. Wywalenie Tytanów z domu na zbity pysk, to dopiero coś!
- Dobra, koniec czczych gadek - mruknął Cyborg. - Wchodzimy.
Wieża wyglądała nieco inaczej, niż jak ją zapamiętałam. Przyjrzałam się kretyńskim różowym girlandom na suficie i wielkiej kokardzie zawieszonej nad wejściem. Robin kaszlnął.
- Ekhem... Mieliśmy tutaj małą eee... uroczystość - wydukał, podczas gdy Raven szybko zlikwidowała girlandy.
- Glumtrich Stekonblal - Gwiazdka przybrała minę sprzedawcy reklamującego swój towar. - Święto...
- Tędy proszę - Raven dosłownie wepchnęła mnie na korytarz, podczas gdy Robin i Bestia kneblowali Gwiazdkę.
- Tamałansgje sfjełto pałówek - usłyszałam.

Salon prezentował się nieco lepiej, może dlatego, że Cyborg wszedł tam przede mną. Kiedy przestąpiłam próg, chował coś za plecami, nerwowo chichocząc. Udałam, że nic mnie nie dziwi w jego zachowaniu (i coś w tym jest). Przy najbliższej sposobności wymknął się na korytarz, a kiedy wrócił, zachowywał się już normalnie ( pozostawmy definicję "normalnego zachowania" w spokoju).
- Ymm... Pozmywam naczynia - parsknęła Gwiazdka wypluwając knebel i rzucając się w kierunku barku kuchennego. Odnotowałam, że zlew był pusty.
Raven i Robin zniknęli gdzieś, a kiedy w pewnym momencie się odwróciłam, zobaczyłam, jak przetrząsają wnętrze kanapy. Na mój widok natychmiast ustawili poduszki na swoim miejscu.
- Gdzie on jest? - usłyszałam szept Robina. Co oni przede mną ukrywają?
- Nie widzę go - syknęła Raven - Cyborg?
- Tam też go nie ma - szepnął tamten wychylając się z korytarza. - Star?
- Tu też nic - odparła Gwiazdka z kuchni. Zorientowała się, że ją usłyszałam. - Żadnych brudnych talerzy - dodała szybko.
Zielonego nigdzie nie było widać. Podeszłam do okna i udałam, że zachwyca mnie panorama. Czułam za swoimi plecami znaczące spojrzenia i szepty Tytanów, aż w końcu miałam serdecznie dosyć tej komedii.
- MACIE MNIE ZA IDIOTKĘ !? - wrzasnęłam, obracając się. Tytani zastygli, zaskoczeni. Gwiazdka jedną rękę aż po łokieć trzymała w piekarniku, Robin pochylał się nad szafką, Cyborg szukał czegoś na lampie, a Raven była w trakcie rolowania dywanu. Nagle do pomieszczenia wpadł Bestia. Trzymał w ręce jakiś sznurek... nie... smycz!
- Przypomniałem sobie - zawołał - gdzie go zostawiłem. Mieliśmy iść na spacer i... Był alarm. Kiedy wychodziliśmy, właśnie wpełzał pod... - urwał, widząc moje wściekłe spojrzenie i zmieszanie Tytanów.
- Pod? - spytała Raven beznamiętnym tonem.
- Pod kanapę... - dokończył Bestia łamiącym się głosem.
Wszyscy spojrzeli na mnie, a potem na kanapę. Stałam tuż obok niej, i nagle dobiegł do mnie jakiś... pomruk. Spojrzałam na podłogę i dostrzegłam obły kształt wysuwający się spod kanapy. Po chwili stanęłam oko w oko z bladym, śluzowatym potworem szczerzącym do mnie trójkątne zęby.
- AAAAAAAAAAAAAA! - wrzasnęłam, cofając się o krok.
Bestia uśmiechnął się.
- Jinx, poznaj Jedwabka.
_____________________
Przepraszam Was, że notka taka krótka, ale jutro szkoła i nie miałam za wiele czasu. Postaram się dodawać dalsze notki co kilka dni, góra co tydzień. Niestety, to zależy od tego, ile będą zadawać -.-
Dedykacja dla Gwiazdeczki, SandryMT, Huntress, Czakry_1_1, Forsaken, Rilli, RavenTT... i wszystkich, którzy czytali i skomentowali poprzednie notki. Dziękuję! :*

czwartek, 23 lutego 2012

Sojusz

- CZY WYŚCIE WSZYSCY POWARIOWALI!? - wrzasnęłam. Tytani zachowali kamienny wyraz twarzy. Odnotowałam, że Bestia przygryzł dolną wargę, jakby powstrzymywał się od uśmiechu.
- Nikt tu nie jest szalony - rzekł spokojnie Robin. Patrzył na mnie badawczo, jakby próbując przewidzieć moją reakcję. Jakbym była dzikim, nieobliczalnym zwierzęciem gotowym zabić w obronie własnej. Wierzcie mi, sama nie byłam w stanie powiedzieć, co za chwilę zrobię - rzucę im się do gardeł czy ucieknę z płaczem, przytłoczona wrażeniami.
- Mentalny implant - wycedziłam spoglądając na Raven. - Co to właściwie znaczy?
- Nie wiem dokładnie. Podejrzewam, że coś w rodzaju chipa uaktywniającego się pod wpływem konkretnych czynników. - odparła. Miałam ochotę spytać, czy łączy się umysłowo z bazą danych Wikipedii, ale powstrzymałam się. Jeszcze tego brakowało, żeby uznali mnie za kolejną ofiarę idiotycznego poczucia humoru - w rankingu zaraz za Bestią...
- Ale... Kosmici? Chipy? - zachichotałam nerwowo. - Gdzie my jesteśmy? Ludzie, chyba nie każecie mi uwierzyć w inwazję obcych i podobne głupoty? Macie mnie za świra?
- Tak - wyrwało się Bestii. Momentalnie naskoczyłam na niego, ale Raven ochroniła go polem siłowym. Fioletowa błyskawica odbiła się od czarnej tafli zgasła w powietrzu. Znowu dałaś się ponieść emocjom, skarciłam się w duchu i rozluźniłam naprężone mięśnie. Gwiazdka stanęła między mną a resztą Tytanów.
- Nie chcemy z tobą walczyć - zaczęła tonem doświadczonego dyplomaty. - Z tego, co przekazała nam Raven, wnioskujemy, że sprawa może być poważna, dlatego proponujemy zawarcie tymczasowego sojuszu.
- Zaraz...- wtrąciłam, ale Tamaranka przerwała mi machnięciem ręki. Musiałam ustąpić, chociaż nigdy tego nie robiłam.
- Wygląda na to, że obcy przybysze zainstalowali w tobie "czujkę", dlatego jesteś nam potrzebna. Może szczegółowe badania wykażą...
- ZARAZ! - przerwałam ostro - Chcecie przeprowadzić na mnie jakieś testy? Nie zgadzam się. Koniec, kropka!
- Jinx, to ważne. Chcesz do końca życia mieć w sobie to c o ś? - rzucił Cyborg. Nawet na niego nie spojrzałam.
- Ale...
- Ten implant. I wszystkie odczucia, jakie łączą się z jego obecnością w twoim ciele. - Raven akcentowała każde słowo.
- Ten... świst... - wymamrotałam słabym głosem - Nie... Nie! Oczywiście, że nie! - powtórzyłam.
- Właśnie. Dlatego najlepiej będzie, jak pójdziesz z nami do Wieży - powiedział Robin - a jak na razie... Zawieszenie broni?
Wahałam się chwilę. Fakt, nigdy ich nie lubiłam, wręcz nie znosiłam... Ale może to konieczne? W końcu to w moim interesie leży pozbycie się tego implantu.
- Omówię to z chłopakami - mruknęłam i rozejrzałam się w poszukiwaniu ich.
Stali po drugiej stronie ulicy objadając się jakimś słodkim paskudztwem. Mamut przewiesił przez ramię sznur kiełbasy, a Gizmo taszczył sześciopak coli. Idioci. Podeszłam do nich.
- Ej, Tytani chcą chwilowo skapitulować - rzuciłam - Co wy na to?
- Dobra! - zgodził się Gizmo - Ale nie będą wchodzić nam w paradę?
- Nie. Potrzebują tylko mnie do... eksperymentu.
- Że co !? - wybełkotał Mamut z ustami pełnymi żelków*.
- Ich zdaniem kosmici wszczepili mi pluskwę i zamierzają zdezintegrować Jump City zaczynając od mojego mózgu, czy jakoś tak.
Gizmo i Mamut wybuchnęli śmiechem. Zażenowana, powróciłam do Tytanów. Tak, wiem, że to głupia hipoteza, ale świst w mojej głowie był aż zanadto realny, by w niego nie wierzyć.
- I jak? - spytał Bestia na mój widok.
- Niech będzie. Wchodzimy w to - powiedziałam niechętnie, patrząc na Gizma i Mamuta, wciąż tarzających się ze śmiechu.
- Świetnie. W takim razie zapraszamy - powiedział Robin z wymuszonym uśmiechem.
Po drodze minęliśmy kilka opuszczonych sklepów. Wystawy kusiły atrakcyjnymi produktami i grzechem wydawało mi się pozostawianie tego wszystkiego samemu sobie. Zaciskałam jednak pięści i obojętnie przechodziłam obok.
W pewnym momencie zrównałam się z Raven, która szła, pogrążona w myślach. Pewna kwestia nurtowała mnie od kilku minut, spytałam więc:
- Raven?
Spojrzała na mnie z rezerwą.
- Tak?
- Co wywołało tą eksplozje, od której wszystko się zaczęło?
Posłała mi niemal drwiący uśmiech.
- Jeszcze się nie domyślasz?
Zniżyła głos.
- To ich statek kosmiczny.

____________________________
i kolejny post zakończony :) Dedykacja tym razem dla Huntress (to dla ciebie ta *), SandryMT i Czakry_1_1-Meii. Do następnej notki :D

wtorek, 21 lutego 2012

Podejrzewają mnie o kontakty z kosmitami.

Ktoś mną potrząsał. I wyraźnie używał do tego zbyt wiele siły.
-Au!- jęknęłam mimowolnie. Przy każdej próbie ruchu coś obijało mi się w głowie. Bolało i to bardzo. Otworzyłam oczy (to żenujące, ile razy można mdleć w ciągu jednego ranka) i ujrzałam Mamuta. Fakt, delikatność nie była jedną z jego zalet.
- Uważaj trochę! - skarciłam go, ale szczerze mówiąc byłam mu wdzięczna, że wyrwał mnie z transu.
Rozejrzałam się. Gizmo wlókł się powoli w naszym kierunku, wyraźnie zamroczony po upadku. Tytani również dopiero odzyskiwali siły. Chyba nawet nie zamierzali kontynuować walki. Ostatnie zdarzenia były o tyle niepokojące, że stanowiły o wiele wyższy priorytet niż zwykłe sprzeczki z HIVE. Poszukałam wzrokiem Gwiazdki - dobrze pamiętałam naszą ostatnią rozmowę. Co dziwne, Tamaranka dopiero podnosiła się z ziemi. Czyżby położyła się po raz drugi? Po co?
- Sorry - bąknął Mamut, puszczając moje ramiona. Przestałam zwracać na niego uwagę. Coś tu wyraźnie nie grało. Doskonale pamiętałam sprzeczkę z Gwiazdką i stwierdzenie Raven, że jestem "opętana". Siedziałyśmy wtedy na murku, a obie były już na nogach. Jak to możliwe, że dopiero teraz odzyskały przytomność?
Murek. Podniosłam wzrok, ale nigdzie w pobliżu nie dostrzegłam żadnego.
- Mamut - zaczęłam niepewnie - Czy ty mnie skądś przenosiłeś?
- Nie... - spojrzał na mnie jak na ostatnią kretynkę. - Cały czas leżałaś tutaj, przy tej kupie gruzu.
Czułam się, jakbym dostała w twarz. Cholera, nic się nie zgadzało. Czyżby to był sen i tak naprawdę nie ocknęłam się wcześniej... i nie rozmawiałam z Gwiazdką?
Podeszłam do niej niepewnie. Łypnęła na mnie podejrzliwie, bo to nie było w moim stylu. Teraz albo nigdy, pomyślałam. Nie bałam się samej Gwiazdki, tylko prawdy.
- Gwiazdko? Czy ty... chciałaś ze mną o czymś porozmawiać? - zapytałam nie swoim głosem.
Znowu to nieufne spojrzenie.
- A skąd ci to przyszło do głowy? Czego miałabym od ciebie chcieć? Co by mi dała konwersacja z tobą? - spytała z pretensją w głosie.
- Nic. - burknęłam, wracając do zwykłego, obraźliwego tonu. Gwiazdka prychnęła i pomogła wstać Cyborgowi, który leżał pod zielonym nosorożcem.
- Najpierw powinni obudzić Bestię - pomyślałam z politowaniem.
Zaraz. Wychodziłoby więc na to, że nie rozmawiałam z Gwiazdką, nie siedziałam na murku, Gizmo nie zderzył się z drzewem...
W tym momencie Gizmo dowlókł się do nas. Na jego czole kształtował się malowniczy guz.
- Twardy ten kasztanowiec - jęknął, pocierając czoło.
Zbaraniałam. To podważałoby założenie, że cała sytuacja z moją wcześniejszą "pobudką" była snem. Ale... Ona musiała być snem. To się nie trzyma kupy!
Jest też inna opcja. Wszystko po eksplozji było snem, niektóre fakty jednak się zgadzają przez... Zbieg okoliczności? To było za wiele jak na moją przemęczoną głowę. Mimo to odetchnęłam z ulgą, gdy dotarło do mnie, że w takim razie cała afera ze 'świstem' była ułudą. Bosko.
Skąd jednak ten dziwny sen? Czyżby wywołało go tylko zderzenie z murkiem? Tfu, przecież nie było murku. A eksplozja? Co ją spowodowało!? To też jest niewyjaśnione. Za dużo tych nieścisłości, nie mogłam tego ogarnąć. Przysiadłam na kępce trawy i zajęłam się obserwowaniem Tytanów. Właśnie usiłowali obudzić Bestię, ten jednak twardo spał. W postaci nosorożca musiał mieć ciekawe sny, ponieważ hmm... trochę wierzgał. Kiedy Gwiazdka i Robin poszli szukać Cyborga, którego odrzuciło w krzaki, Raven usiłowała obudzić zielonego za pomocą wniknięcia w jego umysł. Przynajmniej tak przypuszczam. Po chwili jednak ukazała się w zwykłej postaci, wyraźnie roztrzęsiona po kontakcie z jego myślami. Nie dziwię jej się.
Wyjątkowo nie chciało mi się śmiać, miałam dziwne wrażenie, że granica między snem a jawą niebezpiecznie się zaciera. Do tego ciągle bolała mnie głowa. Skupiłam się na bólu, i jakoś tak nagle w lewym uchu usłyszałam lekki gwizd. Nie minęła minuta, aż gwizd narósł i przerodził się w koszmarny świst. Tym razem nie próbowałam nawet otwierać ust, wydałam tylko z siebie ostry, mentalny krzyk. Wbiłam wzrok w trawę i zaczęłam głęboko oddychać. Kiedy zmusiłam się do odwrócenia uwagi od bolącej głowy, świst zamarł. Odetchnęłam z ulgą.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Raven. Wpatrywała się we mnie badawczo, aż w końcu poczułam, jak sięga do mojego umysłu. Próbowałam się bronić, ale czarna macka wpełzła mi do świadomości i zaczęła rewizję. Na szczęście ominęła dawne wspomnienia i hasła internetowe, które pamiętałam, i zagłębiła się w ostatnich wydarzeniach. Czułam, jak przetrząsa mój dziwny sen i gdy dotarła do świstu i rozmowy z Gwiazdką, znów poczułam ból. Zagryzłam wargi i pomogło, jak znieczulenie. Czekałam cierpliwie, aż Raven się wycofa, no i w końcu to nastąpiło. Macka wyślizgnęła się bezszelestnie i byłam już sama z moimi myślami.
Chwilę patrzyłam Raven w oczy. Jej spojrzenie było głębokie i... współczujące. A może tylko mi się zdawało? Sama już nie wiem.
Dziewczyna odwróciła się i podeszła do reszty Tytanów. Cyborg wyskubywał liście z działka. Bestia wstał i wróciwszy do normalnej postaci, dołączył do nich. Chwilę się naradzali. Działo się ze mną coś dziwnego, bo nawet nie próbowałam podsłuchiwać. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękaw.
- Jinx - ekscytował się Gizmo - Tam, za rogiem, jest porzucony sklep. Goście wystraszyli się wybuchu i dali nogę! Idziemy?
- Sam sobie idź. Mi się nie chce. - mruknęłam w odpowiedzi. Gizmo zaczął coś szeptać do Mamuta, po czym obaj odeszli. Zastanawiałam się tępo, co Gizmo mu powiedział. Że w sklepie są cukierki, czy że w sklepie są batoniki.
Tytani tymczasem skończyli spiskować i obrócili się do mnie. Patrzyli na mnie z rezerwą, ale też z niepokojem i czymś, co widziałam wcześniej w spojrzeniu Raven. Nie byłam im dłużna, ale dwa ostatnie składniki pominęłam. Nie miałam powodu, by się nad nimi rozczulać.
-Eee... Jinx - zaczął Robin. - Czy ty ostatnio...Zadawałaś się z kosmitami?
Spojrzałam na niego badawczo. Czyżby urwał się z psychiatryka?
- Dlaczego pytasz? - prychnęłam.
Zamiast niego jednak odezwała się Raven.
- Bo wszczepili ci mentalny implant.

sobota, 18 lutego 2012

Co się dzieje!?

Nie wiem, kiedy wróciła mi przytomność, ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że tępo wpatruję się w kawałek szkła leżący przed moim nosem. Zerwałam się z ziemi jak oparzona, oczekując ataku któregoś z Tytanów. Właściwie dlaczego nie wykończyli mnie, kiedy urwał mi się film? Odpowiedź była prosta - tajemnicze wstrząsy pozbawiły świadomości również ich. Kiedy spojrzałam w ich kierunku, leżeli grzecznie jak ścięte stokrotki na ganku. Żaden z nich nie ruszył nawet stopą. Pomyślałam, że to idealny moment na kontratak. Już unosiłam ręce do pierwszego ciosu, kiedy przyszła mi do głowy niefajna myśl. Nawet, gdybym w tej chwili pokonała Tytanów, nie przyniosłoby mi to chwały w przestępczym światku. Atak na bezbronnego wroga? To dla cieniasów i frajerów. Opuściłam więc dłonie i rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej drużyny. Gizmo leżał pod kasztanowcem z miną śniętego łososia. Na jego czole rósł olbrzymi guz - najwyraźniej pacan zaliczył meeting z drzewem. Mamuta dojrzałam kawałek dalej. Leżał nieruchomy jak bryła betonu.
Nie miałabym z nich żadnego pożytku, usiadłam więc na murku i czekałam, aż coś się wydarzy. I doczekałam się. Naraz gdzieś, w powietrzu, rozległ się podejrzany świst. Nastawiłam uszu. Na początku brzmiało to, jak gdyby ktoś dmuchał w wylot szklanej butelki. Potem jednak dźwięk zaczął narastać, aż w końcu nie mogłam go dłużej znieść. Świst wdzierał się do wnętrza czaszki i ranił zmysły. Złapałam rękami głowę i zaczęłam się lekko kołysać na piętach. Usiłowałam się uspokoić i odzyskać kontrolę nad wyjącymi z bólu nerwami, ale świdrujący odgłos spotęgował się do tego stopnia, że nie byłam w stanie myśleć. Czułam tylko smagający mój umysł ból - niczym rozżarzony bat zadający kolejne ciosy moim uszom. Chciało mi się krzyczeć - nie mogłam otworzyć ust. Nadal trzymając się za głowę, kiwałam się na boki, czekając, aż ten koszmar się skończy. W momencie, w którym byłam przekonana, że zaraz wybuchnie mi mózg, a jego szczątki rozprysną się po ulicach Jump City, dźwięk ustał. Bez fazy przejściowej, po prostu klik i koniec. Zszokowana, pocierałam mokre od potu czoło. Co to było? I dlaczego przestało?
To wszystko nie miało sensu. Siedziałam dalej na tym głupim murku, próbując uspokoić myśli, kiedy usłyszałam szelest. Podniosłam zmęczony wzrok znad własnych butów i ujrzałam wstającą Gwiazdkę. Nie miałam siły z nią walczyć, spojrzałam na nią z rezygnacją, po czym na powrót zagłębiłam się w bolesnych rozważaniach. Nie na długo.
- Jinx! - powiedziała tamta. Nie zareagowałam.
- Jinx! - powtórzyła z naciskiem.
- Tak? - siliłam się na ironię. Chyba mi nie wyszło, bo Gwiazdka podeszła do mnie. Odejdź, chciałam krzyczeć, ale pozwoliłam, by się zbliżyła.
- Czego ode mnie chcesz?
- Niczego. Ja tylko... - urwała. Zmusiłam się, by na nią spojrzeć. Co dziwne, w jej irytująco ufnych oczach nie dojrzałam nawet śladów nienawiści.
- Czego ty chcesz? - rzuciłam, cedząc każde słowo. Chciałam, by sobie poszła, po prostu poszła ze swoimi durnymi przyjaciółmi, chciałam być sama. Wstrząsy, teraz ten świdrujący dźwięk... Coś tu było wyraźnie nie w porządku i musiałam się dowiedzieć, co. Nie miałam czasu na ich głupie gierki.
- Zjeżdżaj stąd! - warknęłam, kiedy milczenie się przedłużało. - Nie znoszę cię i to się szybko nie zmieni. Chcesz walki - to atakuj, mam to gdzieś. Tylko zostaw mnie w spokoju, słyszysz!?
Może i to, co mówiłam, nie miało sensu, chciałam tylko zranić Gwiazdkę, sprowokować ją do działania. Ale ona nie dała się zbić z tropu. Podniosła na mnie oczy i powiedziała:
- Coś tu jest nie tak, Jinx. Wiesz coś o tym?
-  Nie, o niczym nie wiem. I nie chcę z tobą rozmawiać!
- Coś tu się dzieje, wiesz o tym. Te wstrząsy... czyja to sprawka?
Miałam już dosyć tej bezsensownej wymiany zdań. Wokół nas zawirowały różowe błyskawice.
- Mam gdzieś te wstrząsy! Mam gdzieś ciebie i twoich  przyjaciół! I wiesz, co ci powiem!?  Cieszę się, że coś się dzieje, bo to na pewno coś złego! A ja jestem zła! Na pewno sądzisz, że myślę tylko o sobie! I oczywiście masz rację! Więc odwal się i daj mi spokój!!
Gwiazdka cofnęła się o krok. Musiałam wyglądać strasznie, ale czułam się jeszcze gorzej. W głowie nadal słyszałam  potworny świst, który nie dawał mi myśleć. Co krzyczałam? Nawet już nie pamiętam. W pewnym momencie usłyszałam szept Raven:
- Ona jest opętana.

____________________________
Przepraszam was za taką głupią notkę, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy. Postaram się, żeby następna więcej wyjaśniała i ruszyła naprzód akcję, która stoi w martwym punkcie. Aha, i jeśli nie zrozumieliście ani słowa z tego co powyżej, to nie martwcie się, ja też ;) Dedykacja dla Gwiazdeczki, Rilli, Rachel i ... wszystkich, którym podobały się poprzednie notki :D dzięki za wszystkie komentarze!

czwartek, 16 lutego 2012

Oni się tłuką, a ja się przyglądam. Czyli Tytani kontra męska część HIVE.

Raven stworzyła pułapkę iście doskonałą. Nieskazitelne czarne ściany były niezniszczalne i mogłam tylko pomarzyć o wydostaniu się na zewnątrz o własnych siłach. Oczywiście nie zamierzałam się poddać - przez pierwsze trzydzieści sekund miotałam się w czarnym sześcianie, klnąc i rażąc promieniami wszystko wokół. Ale prędko zorientowałam się, że wszyscy Tytani się na mnie gapią, więc postanowiłam siedzieć w miarę spokojnie i nie robić z siebie pośmiewiska (wyraźnie widziałam uśmieszki, jakie Cyborg wymieniał z Bestią). Odwróciłam się w kierunku Raven, która ze skupieniem wpatrywała się w czarne ściany, i posłałam jej spojrzenie pełne nienawiści (to słynne, które trenuję co wieczór przed lustrem). Raven lekko poruszyła brwiami, ale jej wzrok błądził gdzieś nade mną. Wtedy usłyszałam  jazgot i piskliwy głosik wykrzykujący jakieś obelgi. Zaciekawiona, spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Gizma i Mamuta, rzucających się na Tytanów. No, no. Wreszcie mają szansę się wykazać, pomyślałam z ironią. Robin, wymachując tyczką, skoczył na Gizma, który natychmiast odpalił do niego z blastera. Robin błyskawicznie odbił strzał kijem (hm?) i kopnął Gizma, zanim ten zdążył ponownie nacisnąć spust. Gizmo wcisnął jakiś przycisk na swoim panelu i po chwili dźwignął się w górę na metalowych odnóżach pająka, które wyrosły mu z plecaka. Stary chwyt. Robin odskoczył do tyłu i cisnął w jego kierunku kilka latających krążków. Gizmo wykonał unik i znów zaatakował blasterem. Gwiazdka osłoniła Robina i posłała w kierunku  Gizma serię zielonych pocisków, które rozbiły się o jego pancerz (a więc to był ten jego nowy patent!). Walka zaczęła mnie nudzić, więc przyjrzałam się pojedynkowi Mamuta z Cyborgiem i Bestią. Zaczęło się tradycyjnie - Cyborg strzelał z działka sonicznego, Mamut krył się za samochodami, a Bestia-nosorożec szarżował na niego z rykiem. Mamut w ostatniej chwili wykonywał zwrot i Bestia lądował z pyskiem rozpłaszczonym na ścianie. Rutyna. Później jednak, kiedy Mamutowi skończyły się samochody (Cyborg nie próżnował), walka przemieniła się w coś w stylu zapasów. Cyborg i Mamut miotali się po placu, wymachując kończynami, a Bestia, goniący za nimi jak bezpański kundel, zderzał się z Robinem. To dawało Gizmowi szansę na czysty strzał, ale oczywiście była jeszcze Gwiazdka, która wszystko psuła. Obserwowałam wszystko jeszcze przez chwilę, aż w końcu dotarło do mnie, że bez Jinx sobie nie poradzą. Tylko jak mam uwolnić się z tej zakichanej klatki !?
Zerknęłam za siebie i doznałam olśnienia. Raven, która nie brała udziału w walce, lewitowała nad chodnikiem z zamkniętymi oczami. Było jasne, że potrzebuje skupienia, by utrzymać mnie w ryzach. Jeśli więc coś odwróciłoby jej uwagę...
Nie miałam pewności, czy czarne ściany Raven przepuszczają dźwięk, ale zakładałam, że nie. Postanowiłam więc w inny sposób zwrócić uwagę Gizma i Mamuta. Problem w tym, że obaj byli zajęci - w pełnym tego słowa znaczeniu. Gizmo właśnie w najlepsze tłukł się z Gwiazdką (Robin leżał znokautowany na asfalcie), podczas gdy Mamut uciekał przed Cyborgiem dosiadającym zielonego nosorożca... Nie słyszałam ani słowa z tego, co do siebie wywrzaskiwali, ale mogłabym przysiąc, że Cyborg krzyczy:" Wiśta wio!"
To do reszty przepełniło czarę goryczy i zaczęłam wrzeszczeć i wymachiwać rękami, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś mnie słyszy, czy nie. Czułam się jak skończona małpa, ale zignorowałam to i darłam się jeszcze głośniej (faktycznie nikt mnie nie słyszał, ale miałam to gdzieś). Gdy niemal ochrypłam, Mamut dojrzał mnie w końcu. Jednym ciosem posłał Bestię-nosorożca w ramiona Cyborga, a sam ruszył 'z kopyta' w kierunku Raven. Nim ta się zorientowała, wielka pięść Mamuta dosłownie zwaliła ją z nóg. Gdy poturbowana Raven upadła na trawnik, czarna pułapka zbladła i zgasła. Z gracją (mimo lekko ścierpniętych stóp) wylądowałam na ziemi i byłam gotowa do akcji! W tym momencie Gwiazdka, Cyborg, Bestia i Robin obrócili się w moim kierunku. Zrozumiałam, że pora spadać i posławszy im na pamiątkę serię wyładowań, wzięłam nogi za pas. Oczywiście nie mogło zabraknąć kilku akrobatycznych ewolucji, w końcu to była moja działka! Właśnie wybijałam się do pierwszej gwiazdy, kiedy powietrzem targnęła eksplozja. Siła wybuchu porwała mnie w bok, uderzyłam o coś i wszystko znikło. Niech to szlag, zemdlałam.

wtorek, 14 lutego 2012

Zgubna wycieczka (czyli o tym,jaką jestem idiotką)

Zanim otworzyłam oczy, byłam przekonana, że to będzie zwyczajny dzień. Najpierw poćwiczę z chłopakami, potem może coś poczytam... No i nie zapominajmy o popołudniowej wyżerce na koszt podatników Jump City. Pewnie Tytani znów się wtrącą i będzie zabawa... Zebrałam myśli, przeciągnęłam się, uchyliłam powieki... I wrzasnęłam na całe gardło. Nad sobą ujrzałam zęby, krzywe i wyszczerzone. Cofnęłam się, zaplątując się w pościel i gotując do odparcia ataku wroga. Po czym ze śmiechem walnęłam się w czoło.
- Gizmo! Wystraszyłeś mnie! - zachichotałam, nabijając się z mojej znerwicowanej wyobraźni, która tak mnie oszukała. Po chwili jednak przestałam się śmiać.
- Co ty robisz W MOIM POKOJU!?
Gizmo, nadal rozbawiony, fruwał nade mną na swoim idiotycznym śmigiełku. Miałam ochotę zestrzelić go jakimś porządnym wyładowaniem, ale opanowałam się w porę. W końcu to, że mnie przestraszył, nie było dostatecznym powodem, żeby  mu dokopać. Nie od razu. Najpierw chciałam się dowiedzieć, po kiego grzyba zawraca mi głowę o tej porze.
- Gizmo?
Zero odzewu. Latał dookoła mojego fioletowego łapacza snów, wciąż chichocząc. Teraz bezczelnie mnie ignorował. Miałam więc dostateczny powód, żeby mu przylać. Wysunęłam dłoń z rękawa i bezceremonialnie poraziłam go różową błyskawicą. Gizmo zawisł na chwilę w powietrzu z wytrzeszczonymi oczami, po czym wygrzmocił się na dywan. Cierpliwie czekałam, aż wstanie i otrzepie się z kurzu (to był stary dywan), po czym spytałam:
- A więc?
Gizmo łypnął na mnie złośliwie i bez słowa wyszedł, trzaskając drzwiami. Wariat.
Nie zaprzątając sobie więcej głowy jego dziwacznym zachowaniem, ubrałam się i wyszłam na korytarz. Mijając drzwi do pokoju Gizma, mruknęłam "hipokryta" dostatecznie głośno, by mnie usłyszał. Odpowiedzią był dobiegający z wnętrza pokoju łomot. Puściłam się biegiem, chichocząc jak mała, złośliwa dziewczynka. Tego dnia czułam się lekka jak piórko i nic nie mogło popsuć mi nastroju.
Kiedy znalazłam się na dworze, było tuż po wschodzie słońca. Różowa łuna na horyzoncie wprawiła mnie w jeszcze większą euforię. Ni to biegnąc, ni to tańcząc dotarłam aż na plac. Koło remontowanej kamienicy leżała kupka cegieł. Wzięłam jedną z nich i beztrosko cisnęłam w najbliższą wystawę sklepową. Brzdęk. Znowu zaśmiałam się jak wariatka i zamierzałam właśnie wskoczyć na murek, kiedy coś ostrego smagnęło mnie w ramię. Zerwałam się instynktownie i ujrzałam nadbiegającego Robina. O mój Boże, jęknęłam w duchu, jedna zbita szyba i ci już lecą na pomoc. Co za nudy.
Wykonałam zwrot na pięcie i pomknęłam w przeciwnym kierunku, w biegu pocierając długie zadrapanie - pamiątkę po zabaweczkach Robina. Obejrzałam się za siebie - tak, biegł za mną, wymachując swoim kijkiem. Ale się bo...
Nagle zderzyłam się z czymś twardym jak stal. Kolorowe plamy wirowały mi przed oczami, kiedy cofałam się w popłochu. Zanim jednak doszłam do siebie, coś twardego złapało mnie w talii i podniosło w górę. Zamrugałam kilka razy, odegnałam fruwające plamy i stanęłam oko w oko z Cyborgiem, trzymającym mnie w tytanowym uścisku. Brawo, Jinx.
Ręce miałam wolne, co zamierzałam niecnie wykorzystać. Posłałam w kierunku Cyborga kilka wyładowań, zanim jednak dotarły do adresata, rozdzieliła nas czarna tarcza z pola siłowego. Raven wylądowała obok z drwiącym uśmieszkiem.
- Kogo my tu mamy?
Gwałtownie odchyliłam się do tyłu, planując zbombardowanie Robina i Bestii biegnących w naszym kierunku. Znów napotkałam na czarne pole siłowe. Uchwyt Cyborga zelżał.  Zaczęłam miotać się jak szalona, ciskając błyskawicami we wszystkich kierunkach.
-Azarath, Metrion, Zinthos - mantra Raven dudniła mi w uszach, kiedy przekonałam się, że ze wszystkich stron otaczają mnie czarne, magiczne ściany. Byłam w pułapce.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Kilka linijek à la prolog

Wierzcie mi lub nie, ale Mamut i Gizmo zaczynają mnie już wkurzać. Gizmo - zawsze chce być najmądrzejszy, Mamut - nawet nie próbuje udawać, że jest inteligentny... I jak tu z takimi ludźmi wytrzymać!? Na dodatek nie dość, że muszę ich znosić, to jeszcze razem z nimi muszę walczyć przeciwko Tytanom i innym "światłym" głupkom. Bo z TYTANAMI to zupełnie inna sprawa - zacznę może od tego, że swoją "prawością" etc. działają mi na nerwy. Bo spójrzcie - mają niby te wszystkie swoje moce, a wcale z nich nie korzystają. Człowiek idzie ulicą, wokół tyle fajnych sklepów, wie, że nikt ze śmiertelników mu nie podskoczy, to bierze, ile chce. A Tytani - albo święci, albo głupi - nie. Przechodzą obok tych wszystkich wspaniałości i ani mrugną. Mnie tam, kiedy zobaczę coś odjazdowego, od razu chciwość zżera. I każdego normalnego gościa będącego we władaniu sił nadprzyrodzonych również. Gizmo, mimo iż nie zalicza się do kategorii normalnych (osobiście uważam, że jest stuknięty) ani nie posiada żadnych supermocy, wczoraj zwinął z wystawy sklepowej najnowszy model GPS-a. A zawsze twierdził ,że jego własne gadżety są najlepszej jakości i że nie potrzebuje "tandetnych sklepowych gratów". Pozostawię to bez komentarza.
Wracając do Tytanów, chyba najbardziej irytującą osóbką z ich drużyny jest Gwiazdka. Kiedy słyszę te jej wszystkie komentarze na temat "przyjaźni i braterstwa", aż mnie mdli. (Notka do mnie - nigdy przy niej o tym nie wspominać. To boli.) Zaraz za nią plasuje się Bestia - jego dowcipy są tak żałosne, że aż śmieszne. No i nie zapominajmy o Kruczej Panience "Jestem-Końcem-Świata". Ona również należy do osób, których z chęcią bym się pozbyła. Za to Robin i Cyborg są nawet znośni. Chociaż po zdradzie tego ostatniego należą mu się solidne wciry, już ja tego dopilnuję! Co do Robina, facet jest w porządku. Mimo tych swoich wzniosłych gadek byłabym w stanie znieść go przez jakąś chwilę.
W ich drużynie jakiś czas temu była Terra - blondynka o mocach ziemi. Wiem o niej tylko tyle, ale miałam okazję przyjrzeć się jej zdolnościom, kiedy razem z innymi super - dziewczynami trafiłyśmy na arenę*. Zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Niestety, zanim zdążyłam postarać się o włączenie jej do H.I.V.E., Slade przekabacił ją na swoją stronę. I oczywiście, jak zwykle, gdy do czegoś wtrąca się Slade - moja zdobycz zamieniła się w kawałek skały i mogłam tylko naśmiewać się z pogrążonych w żałobie Tytanów.Nie, żeby przyniosło mi to jakąś radość - nie tym razem...
Tak więc, w moim otoczeniu nie było wielu wartościowych osób - a w każdym razie wtedy jeszcze tak to odbierałam. Mała, znudzona Jinx, rozdarta między jedną walką z Tytanami a drugą.
Do czasu...


_________________________________
*mowa o odcinku "Winner Take All" (patrz ostatnia scena) ;)