środa, 18 kwietnia 2012

Egipski Rubin Nefretete

Egipski Rubin Nefretete. Czerwona błyskotka wystawiana w Muzeum Kamieni Szlachetnych na peryferiach Jump City.
Na miejsce dotarłam tuż po zmroku, by nie zwrócić uwagi potencjalnych świadków. Założyłam czarne rękawiczki i poprawiłam włosy, aby mieć pewność, że w krytycznym momencie nie zdekoncentruje mnie rozwalenie się fryzury. W kieszeni miałam komunikator, dzięki któremu po zakończeniu misji miałam wezwać Joy i umówić się z nią na bezpieczne przekazanie towaru.
Muzeum był już zamknięte, co było dość dziwne. Byłam święcie przekonana, iż jest otwarte do 20, a była dopiero 19. Dla pewności przyjrzałam się tabliczce przy wejściu i okazało się, że mam rację. Czemu więc bez uprzedzenia zamknięto wystawę? Nie wiedziałam i właściwie mało mnie to obchodziło.
Jak zwykle, na początku wspięłam się na dach. Wyjęłam zza pasa pomięty (bo używany) plan muzeum i dokładnie wymierzyłam, gdzie znajduje się cel. Potem, gdy uzyskałam stuprocentową pewność, zabrałam się do wypalania okrągłego otworu.
Podobnie jak przy włamaniu do szkoły, pozostawiłam zawias, za pomocą którego mogłam później zamaskować dziurę. Wsunęłam palce w szczeliny i gdy znalazłam punkt oparcia, z wysiłkiem dźwignęłam metalową płytę w górę. Przypominała sztywną, grubą dachówkę i była diabelnie ciężka. Myślałam, że ciężar powyrywa mi z dłoni palce, ale w końcu przewaliłam ją na bok i wejście do muzeum stanęło otworem.
Zsunęłam się głową w dół do ciemnej otchłani. Wydobyłam z kieszeni torebkę magicznego pyłu (ha ha, chodzi się do starych sklepów) i sypnęłam garść w dół.
W zetknięciu z proszkiem odcinek po odcinku ukazały się promienie systemu alarmowego. Czerwone pasma syczały złowrogo, ale cały szkopuł w tym, że nie rozległ się żaden alarm. Pył, w nieznany mi sposób, ujawnił promienie, dzięki czemu dokładnie widziałam czerwoną pajęczynę holograficznych pasem, którą musiałam pokonać.
Dokładnie pode mną droga była wolna. Dopiero przy samej podłodze przecinał ją wąski, czerwony laser. Rozluźniłam nogi i zsunęłam się głową w dół, w ostatniej chwili robiąc efektowny przewrót w tył i unikając zabójczego promienia. Stanęłam w rozkroku, a pomiędzy moimi nogami biegło czerwone pasmo. Przesunęłam wzrokiem po labiryncie rozciągającym się przede mną i lekko odbiłam się stopami od zimnej posadzki.
Przeskoczyłam kilka laserów, gnąc się w dziwnym tańcu, aby ich nie dotknąć. Dalej jednak czyhała ściana czerwieni, której nijak nie byłabym w stanie pokonać. W ostatniej chwili rzuciłam się w bok, z gracją podbiegłam w górę po ścianie i dosłownie prześlizgnęłam się nad siatką promieni, niczym zawodniczka skoku o tyczce nad poprzeczką. W locie oceniłam układ następnych pułapek. To się schyliłam, to przemknęłam, skulona pomiędzy pasmami. Aż w końcu odnalazłam ukryty rytm i od tej pory szło jak z płatka. Lewa ręka, prawa noga, schylić się, cofnąć stopę, odbić się od krawędzi ściany, salto, uwaga, rozkrok, lądowanie, przysiad, chwila wytchnienia. I gdy złapałam oddech taniec zaczynał się znów. Przemierzałam czerwony labirynt pajęczyn, igrając z ryzykiem dotknięcia którejś z nich. Stawka była wysoka, porażka oznaczała śmierć. No, może bez przesady, nie tyle śmierć, co aresztowanie, kompromitację i utratę zlecenia. A w końcu zamierzałam popisać się przed Joy swoimi umiejętnościami i pokazać, że nie jestem pierwszą lepszą ulicznicą i nawet japońska zabójczyni nie może się ze mną równać.
Przede mną wyłoniła się ostatnia fala laserów. Po czole spłynęła mi strużka potu.
Linie nachodziły na siebie tak ściśle, że nie mogłam znaleźć żadnej pustki, żadnej szczeliny, którą mogłabym się przecisnąć. Nagle uświadomiłam sobie, że lewą stopą prawie muskam promień lasera przechodzący nad podłogą, złapałam się więc ściany i wypaliłam w niej oparcie dla rąk. Dzięki temu podciągnęłam się wyżej, gdzie nic mi nie zagrażało.
Prawdziwa łamigłówka znajdowała się na końcu korytarza.
Minuty mijały, a ja nie mogłam znaleźć wyjścia z sytuacji. Co robić? Wycofać się? Spróbować przesmyknąć między promieniami?
Wiedziałam, że nie dam rady przesunąć między szczelinami nawet talii, a co dopiero głowy czy ramion. Wątpię, by ktokolwiek mógł to zrobić.
Nie, znałam takiego kogoś. Bumblebee z Akademii. Gdyby zmniejszyła się do postaci owada, bez problemu przeleciałaby prze siatkę. Albo Bestia - mógłby zmienić się, bo ja wiem, w jaszczurkę i przejść środkiem korytarza bez narażania się na wykrycie.
Ale nie byłam żadnym z nich, dlatego musiałam dać sobie radę po swojemu.
I w tym momencie dojrzałam małą przerwę przy suficie. Miała aż 40 centymetrów długości, ale zaledwie trzydzieści szerokości. Normalnie nie dałabym rady się tam wcisnąć, gdy jednak uwzględnić przestrzeń poniżej sufitu... Tylko czy dam radę tam doskoczyć?
Zebrałam się w sobie i odepchnęłam się nogami od ściany, wystrzeliwując prosto na czerwone promienie. Spanikowana, strzeliłam różowymi błyskawicami pionowo w dół i jakimś cudem odbiłam się nieco wyżej. Przerwa między sklepieniem a laserami pędziła prosto na mnie. nadeszła chwila prawdy. A wtedy zrobiłam chyba najlepszą ewolucję w moim życiu.
Kierowana instynktem, wsunęłam do "okienka" najpierw idealnie wyprostowaną lewą nogę, po czym w ułamku sekundy zrobiłam szpagat i odchyliłam górną część ciała tak daleko do tyłu, że znalazła się w linii prostej z prawą nogą. Dotknęłam głową łydki i uznałam, że to idiotyczne uczucie.
Wszystko to trwało może dwie sekundy. Chwilę później ciężko wylądowałam po drugiej stronie, cała, ale maksymalnie obolała.
- Cholera - mruknęłam, rozcierając prawą nogę, w której coś mi głośno przeskoczyło. Nie było rady, cel był tak blisko, że nawet kuśtykając, musiałam do niego dotrzeć.zacisnęłam zęby i siląc się na zachowanie ostrożności, ruszyłam dalej korytarzem, zostawiając za sobą zabójcze pole laserów.
Kilka metrów dalej wznosił się podest z rzędem gablot. Odnalazłam tę, za którą błyskał czerwony kamień oszlifowany w taki misterny sposób, że aż mi na jego widok pociekła ślinka. Musiałam naprawdę stanowczo przemówić sobie do rozsądku, by powstrzymać chciwość i dotrzymać danego Joy słowa. On tak pięknie wyglądałby na mojej szyi... Brr, nie. Nie wolno mi tak myśleć. Chociaż z drugiej strony...
Nagle moje czoło przeszył znajomy ból. Wstrząsnęło to mną, ponieważ od dobrych kilkunastu godzin implant w moim umyśle nie dawał znaku życia. Przycisnęłam czoło do chłodnej szyby i westchnęłam. Po kilku minutach ból minął bez śladu, jednak mi do reszty zepsuł się humor.
Mimo to, praca czekała. Postanowiłam zrobić to tak jak zwykle - wysunęłam rękę i wzywając moc, obrysowałam promieniem energii szybę w gablocie. Szkło pisnęło cicho, ale poza tym wszystko grało. Wciągnęłam rękę po kamień i w tym momencie rozległ się alarm.
Szlag. szlag, szlag, szlag.
Złapałam rubin i wsadziłam za pas, w pośpiechu tworząc magiczną iluzję kamienia i wyciętej szyby na wystawie. Wspięłam się po ścianie i potężnym strzałem wysadziłam w górę fragment sufitu. Nie bawiłam się w subtelność i dyskrecję, skoro sprawa się rypła.
Wyskoczyłam jak oparzona z budynku i pognałam przed siebie, czując się jak ścigany królik. na horyzoncie dojrzałam Tytanów, przyspieszyłam więc kroku i przy najbliższej sposobności zeskoczyłam z dachu na jakąś ciemną uliczkę. Dopadłam klapy i zmuszona do ostateczności, zsunęłam się do podziemi kanalizacji. Cuchnęło jak spleśniały ser i wszystko podeszło mi do gardła, ale czułam się fatalnie i nie mogłam sobie pozwolić na walkę. Na pewno bym przegrała i nie dość, że by mnie złapali, to jeszcze straciłabym towar. Co to, to nie. Żaden szanujący się szmugler nie spojrzałby mi w oczy po czymś takim.
Chwilę oddychałam spazmatycznie po długim biegu, po czym rozprostowawszy kości, wyjęłam komunikator.
Na ekraniku zamigotała twarz Joy.
- I jak, młoda? - rzuciła. Zmełłam przekleństwo na języku i wymownie przewróciłam oczami.
- Radzę sobie świetnie. Kamyczek już czeka.
- To dlaczego jeszcze cię tu nie ma? - spytała z lekką pretensją w głosie.
- Musiałam się przewietrzyć, to wszystko - wymamrotałam, rzucając pierwszą lepszą wymówkę jaka wpadła mi do głowy.
- W KANALIZACJI!?
 Małe faux pas.
- Moja sprawa - odparłam szybko. Świetnie, teraz uzna mnie za jeszcze większą wariatkę. Ja to mam talent.
Po odgłosach, jakie usłyszałam, wywnioskowałam, iż Joy dostała ataku kaszlu.
- Róbta co chceta - powiedziała po chwili, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiał wschodni akcent. - Sayonara.
Rozłączyła się.
Westchnęłam ciężko i wspięłam się do wyjścia ze studzienki.
- Cześć - uśmiechnął się Robin.
Z przerażeniem zatrzasnęłam klapę, przytrzaskując mu palce. Puściłam się biegiem wzdłuż cuchnącego korytarza. Towarzyszyło mi bliskie echo ostrych przekleństw Robina i przerażony głos Gwiazdki.
- Młoda sanitariuszka z Tamaranu rusza z odsieczą - prychnęłam z ironią i przyspieszyłam kroku.

________________
To trochę dłuższe. dedykacja dla Rach, Star i Insanis <3 oraz Huntress, Kiry i Mii. Ach, For, jeśli to czytasz, to wiedz, że taniec z laserami jest własnie dla Ciebie.
Pozdrowionka ;) Niedługo nowa notka na TMPX. Trzymajcie się! :**

Ev(e)il

5 komentarzy:

  1. Świetne. Pięknie opisałaś ten taniec z laserami, fajnie że się też Tytani pojawili. Swoja drogą mam nadzieję, że złapią Jinx XD Podła jestem chce jej zabrać kamyczek XD Trudno XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Rillek mnie wyprzedził w komciu XD Hah a tak w ogóle to notka świetna ... kocham twojego bloga głównie dlatego że jesteś oryginalna i nie piszesz o bohaterach tak jak reszta tylko o przestępcy :D i oczywiście jeszcze twój styl pisania ... Trzymaj się Jinxi ;) :* czekam na nexta :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Weeee! Notka dedykowana dla mnie ^^
    W ogóle kapitalne xD Tylko myślem, co jej ten proszek tak długo się trzymał O.o Notka ogółem epicka.
    I czekam, aż ty mi skomasz nocię, Ji :3
    PS. Czy to już schorzenie, jeśli czytam EPICKI rubin Nefretete?

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej ; ** Cudownie! O, i mam dedykację. Dziękuję, a jestem jeszcze bardziej zachwycona bo ta notka jest niesamowita. To, jak Jinx przeskakiwała i omijała zabójcze lasery, bardzo mi się podobało. Haah ; ** Świetna wymówka. "Byłam się przewietrzyć" - "W KANALIZACJI?!". To mnie rozwaliło xD Ogółem, jest oryginalnie, szczegółowo i ciekawie. Szacun i git ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki, dużo czasu poświęciłam tej notce i cieszę się, że wyszła EPICKO (nie, to nie schorzenie:D). Hunti, chciałam dodać komcia, ale system nie chce mnie wpuścić. Spróbuję jeszcze raz i mam nadzieję, że po raz kolejny nie wyświetli mi się "blog tymczasowo niedostępny". :/

    OdpowiedzUsuń